– Na Mistrzostwa Polski do Rzeszowa przyjechałam już w czwartek. Zaraz po podróży zrobiłam rozruch na hali i odebrałam numery startowe. W piątek, dzień przed biegami eliminacyjnymi, był czas relaksu – zjadłam stek i oglądałam jeden z moich ulubionych seriali – CSI. Byłam też na hali spotkać się z koleżankami.
Wieczorem omawialiśmy jeszcze taktykę na bieg eliminacyjny i w jaki sposób wykonać najefektywniejszą regenerację. A taktyka była prosta – wygrać najmniejszym nakładem sił. To było ważne, bo po raz pierwszy startowałam w zawodach, gdzie miałam biec w dwóch biegach dzień po dniu. – relacjonuje Lena Pajęcka
W sobotę rano zjadałam śniadanie i oglądałam poranna transmisję. Następnie przyjechałam na halę i od razu poszłam się rozgrzewać. Czułam lekki stres, który był motywujący i pozwolił mi się skupić na biegu.
Bieg eliminacyjny ułożył się idealnie – nie było szybko, nie było przepychania, na końcówce wyszłam na prowadzenie i zgodnie z planem- awansowałam z dużym Q. Dopiero popołudniu okazało się, jak wiele energii kosztował mnie ten bieg i oczekiwanie na niego. Po zjedzeniu obiadu i powrocie do domu od razu zasnęłam. Wieczorem, jeszcze przed kolacją poszłam na chwilę na halę zobaczyć kilka biegów. Przed snem omówiliśmy tylko taktykę biegu finałowego w kilku wariantach i tak naładowana poszłam spać
Bieg finałowy był dwie godziny wcześniej, niż bieg eliminacyjny. To dobrze, bo nie musiałam się stresować oczekiwaniem. A sam bieg? Zakładałam, że będzie bardzo szybkie otwarcie (30s albo szybciej pierwsze 200m) więc nie mogłam „zaspać” na starcie. Chciałam kontrolować bieg z drugiej pozycji i zaatakować na 100-150 metrów przed metą. Jednak dziewczyny nie ruszyły aż tak mocno jak zakładałam. Bałam się tego, bo przy wyrównanym poziomie, gdzie nikt nie chce prowadzić, może dojść do jakiejś kolizji. Dlatego nie zeszłam do linii, tylko biegłam po zewnętrznej stronie – mało ekonomicznie ale bezpiecznie – jak na biegu z przeszkodami . Wydaje mi się, że miałam wszystko pod kontrolą. Co prawda finisz miałam zrobić ze 100-150 metrów ale Dorota „zerwała” wcześniej – ruszyła już z 250-300 metrów i próbowała mnie obiec gdy wychodziłyśmy na ostatnie 200m. Wtedy ja też ruszyłam i udało mi się uciec na 2-3 metry. W tym momencie wiedziałam już, że trzeba biec „na maksa” do mety – wbiegłam pierwsza, wygrałam, byłam szczęśliwa – mówi z dumą Lena – świeżo upieczona złota medalistka Mistrzostw Polski.